Zakończył się ostatni z wielkich tourów, wyścig dookoła Hiszpani. Emocjonujący, trzymający w napięciu do ostatniego etapu, z sensacyjnym triumfatorem Juan Jose Cobo Acebo ( Geox – TMC ) i jeszcze bardziej sensacyjnym rywalem Hiszpana, Christopherem Froomem ( Sky ), który ostatecznie, ze stratą zaledwie 13 sekund, uplasował się na drugim miejscu.

Przed wyścigiem niewielu stawiało na tę dwójkę, by walczyli o pierwszą dwudziestkę, a co dopiero o pierwszą lokatę. Oczywiście to wielka sensacja, która pokazuje, po raz wtóry w tym sezonie, jak bardzo w ostatnich latach wyrównał się poziom rywalizacji.

Faworyci nie zawiedli, po prostu i po ludzku, zabrakło im sił. Vincenzo Nibali jeszcze do połowy wyścigu dzielnie walczył, potem z etapu na etap gołym okiem było widać jak słabnie. Podobnie Michele Scarponi, który jeszcze przed kraksą, co w konsekwencji doprowadziło do wycofania się z wyścigu, tracił siły. Podobnie reszta faworytów: Joaquin Rodriguez, Igor Anton, Fredrik Kessiakow i jeszcze paru innych. Bradley Wiggins – zajmując trzecie miejsce – najwyżej sklasyfikowany z grona faworytów, też pokazał że jest tylko człowiekiem. Jednak w przypadku drużyny Sky można by mieć zastrzeżenia do taktyki polegającej na jak najdłuższym stawianiu na Bradleya, widząc w jak znakomitej formie jest Froom.

Bardzo ciężko jest rywalizować o najwyższe lokaty w dwóch Tourach, co wyraźnie widać w tym sezonie, przypomnę Alberto Contadora – zdominował Giro, a w TdF nie wiele powalczył. Podobnie Nibali czy Scarponi, o Basso już nie wspomnę.

Należy też zauważyć dobrą postawę Polaków – Michała Gołasia, Rafała Majki. Niestety, pechowe kraksy, które wpisane są w kolarstwo, nie pozwoliły im ukończyć Vuelty, jednak do czasu wycofania jechali naprawdę dobrze. Przemysław Niemiec, może bez tego błysku do jakiego nas przyzwyczaił, było po nim widać trudy sezonu.  Jarosław Marycz parę razy pokazał się w ucieczkach, co dobrze wróży przed nadchodzącymi MŚ w Kopenhadze.

Nie wymieniłem Cadela Evansa, bo był nieobecny w Hiszpanii, jednak i on – startując w Colorado – niewiele ugrał. Przekonał mnie, że można wygrywać wielki tour specjalnie przygotowując się do niego i tylko niego…

Zmienia się sposób ścigania, zmienia się kolarstwo. Powstają super teamy, coś na wzór ligi mistrzów, które będą miały do dyspozycji kilku wyśmienitych kolarzy, właśnie po to by móc rywalizować w każdym tourze.

Wielu twierdzi, że to do niczego dobrego nie doprowadzi, ja jednak uważam że jest to dobry sposób na podniesienie atrakcyjności i emocji w kolarstwie. Takich zespołów powstanie 6-8 co otwiera drogę nieco mniej zamożnym drużynom, a w szczególności tym z dziką kartą. Będą one miały w swoich składach dobrych i ambitnych kolarzy, którzy będą chcieli pokazać się z jak najlepszej strony wielkim drużynom. Na pewno co niektóre zespoły i zawodnicy w nich startujący niejednokrotnie utrą nosa tym wielkim, tak jak to zrobili Cobo i Froom.

Jestem przekonany, że po powstaniu super teamów coraz więcej Polaków będzie się liczyło w światowym peletonie, przede wszystkim ci którzy będą w silnych zespołach, będą mieli się od kogo uczyć i niejednokrotnie dostaną swoją szanse. Ale i pozostali będą wreszcie mogli startować w największych wyścigach. Otwiera się furtka, więc trzeba ją wykorzystać maksymalnie, by już nie czekać kolejne 18 lat na sukces w Wielkim Tourze.

Artur

Poprzedni artykułRui Costa zwycięzcą Grand Prix Cycliste de Montréal 2011! Uciekał „Sylwas”!
Następny artykułMistrzostwa świata w kolarstwie szosowym 2011
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments