Zapraszamy na rozmowę z Robertem Grabowskim – wieloletnim masażystą zespołu Liquigas, w tym roku pracującym w zespole mistrza świata Marka Cavendisha HTC.
Robert, jak się znalazłeś w BMC?
Wszyscy wiedzą, że od nowego sezonu przestaje istnieć HTC, więc trzeba było poszukać sobie nowego pracodawcy. Szkoda, człowiek się wrósł w zespół, nawiązał znajomości, kontakty, przyjaźnie, wiedział co, jak i kiedy. Bardzo dobrze i mile wspominam pracę w drużynie, warunki mieliśmy naprawdę bardzo dobre, czego efektem są liczne sukcesy w największych wyścigach oraz tytuł Mistrza Świata Marka Cavendisha. Ale tak to już bywa w życiu.
Część tego złotego medalu wisi na twojej szyi (śmiech).
Po części tak (śmiech), ale to praca zespołowa zaczynając od kierowców na samym Marku kończąc. Oczywiście największą pracę i trud wykonał Cavendish i on jest bohaterem, my wykonaliśmy dobrą pracę, by zbliżyć go do tego sukcesu.
A nie mogłeś przejść razem z nim? Czy też nie było takiej propozycji?
Jak to się u nas mówi… Wolałem wziąć sprawy w swoje ręce (śmiech). Tak naprawdę to nie było na ten temat rozmowy, znamy się i przyjaźnimy z Markiem, jednak wolę iść własną drogą. On robi swoje, a ja swoje.
To jak będzie wyglądała teraz praca twoja w BMC, w końcu bardzo mocnym, jak nie najmocniejszym zespole World Tour?
Tak jak w innych zespołach, zrobić wszystko by zawodnicy byli przygotowani na 100% do startu. W grudniu jest zgrupowanie organizacyjne, tam wszystkiego się dowiemy, jaki będzie kalendarz startów, przygotowań itp. Najpierw będę musiał zapoznać się z nowymi osobami, chociaż z niektórymi się znamy i to dobrze, poprzez liczne starty w tych samych wyścigach, to jednak nie to samo co praca i współpraca z nimi na co dzień.
Tak sobie myślę, że kluczowym startem będzie Tour de France, przecież Cadel Evans jedzie by bronić żółtej koszulki, nie należy też zapominać o Igrzyskach Olimpijskich. Dużo, bardzo dużo pracy będzie w przyszłym sezonie, ale zapewniam, że swoją pracę wykonam jak najlepiej potrafię by drużyna była zawsze w pełni sił.
Wrócę na chwilę do Cavendisha, co u niego słychać i jak będą wyglądały jego starty i przygotowania do wspomnianej Olimpiady, a może przyjedzie na Tour de Pologne, skoro Tour de France może być dla niego zbyt wymagające i ciężkie.
Masz do niego numer telefonu więc zadzwoń i się zapytaj (śmiech). A poważnie, to nie wiem. Wszystkie ekipy z reguły w grudniu mają zgrupowania organizacyjne i tam się człowiek dowiaduje wszystkiego. Więc nie znam jego planów, a co do Tour de Pologne… być może tak zrobi, ale to jest tylko moje gdybanie.
Byłeś na wyścigu w Chinach i jak wrażenia? Nie ukrywam, że wiele się na ten temat mówi i wcale nie od najlepszej strony.
Coś Ci Artur powiem, taka mała ciekawostka. Włosi mówili na tą dietę żywieniową – pane e aqua – ( tłum. red. chleb i woda ), a więc nie jemy mięsa, owoców morza i takich tam różnych wynalazków, ale przede wszystkim mięsa, tylko ryż, makaron, to co pewne na 1000% i sprawdzone. Wszystkie ekipy do tego się dostosowały. Nie chcieliśmy mieć żadnych problemów nie tylko żołądkowych, ale też i innych (śmiech). A reszta to taki sobie wyścig dla kogo i po co został zorganizowany to wiesz doskonale…
Teraz urlop do świąt i od nowa ruszamy z kolarską karuzelą?
Zdecydowanie tak, zwłaszcza jak 180 dni jestem poza domem. Czas załatwić swoje sprawy, pomieszkać z rodziną, spotkać się z przyjaciółmi. Oczywiście jak najdłużej z narzeczoną, która mówi, że i tak nie nadrobię czasu spędzonego na wyścigach (śmiech).
W takim razie nie chcę narazić się narzeczonej, kończę jak najszybciej rozmowę, życzę dużo zdrowia i zadowolenia z pracy w nowej ekipie.
Dziękuje. Pozdrów kibiców, bo nie wiele mamy, my masażyści czy mechanicy, okazji do wywiadów, nie mówiąc już o rozmowach z kibicami.
Rozmawiał Artur