fot. Szymon Gruchalski

Nie Matej Mohorić, nie Joao Almeida, ani nawet nie nasz Michał Kwiatkowski, a Nikias Arndt został zwycięzcą 5. etapu Tour de Pologne. Dla Niemca jest to pierwsze zwycięstwo od dwóch lat.

Poprzedni raz ręce w geście triumfu mógł podnosić w sierpniu 2019 roku. Wtedy na trasie Vuelta a Espana, po finiszu z ucieczki ograł m.in. Jonasa Kocha z CCC Team. Od tej pory kilkukrotnie próbował powtórzyć to zwycięstwo, czy to finiszując z peletonu (Guangxi Tour 2019), czy zabierając się w ucieczki (np. Tour de France 2020), ale zawsze czegoś brakowało.

Moje poprzednie zwycięstwo było naprawdę bardzo fajne, do odniesienia kolejnych nie miałem zbyt wielu okazji z powodu koronawirusa. Cieszę się, że teraz znów mogłem odnieść triumf w wyścigu zaliczanym do World Touru. Tym bardziej że już wcześniej miałem okazję startować w Tour de Pologne i zawsze lubiłem tę imprezę. 

– mówił nam po zakończeniu etapu.

Co ciekawe, choć kiedyś Arndt uchodził za sprintera, to raczej nie zdołał przyzwyczaić się do wygrywania. Zakończona dziś seria wcale nie była najdłuższą w jego karierze – przerwa między jego zwycięstwem w Cadel Evans Road Ocean Race 2017, a wspomnianą już wygraną we Vuelcie była jeszcze dłuższa. Ogółem wygrywał zaledwie siedem razy w karierze. Rzadko miewa okazję by podnieść ręce w geście triumfu. Zresztą, nie mógł tego zrobić nawet dziś.

Mohorić był bardzo szybki na ostatnich metrach, więc obawiałem się go. Do tego ja byłem po prawej, on po lewej – byliśmy po dwóch różnych stronach, więc ciężko było ocenić, który przyjechał na metę jako pierwszy. Wydawało mi się, że wygrałem, ale nie byłem przekonany. Różnica nie była duża, ale skoro wystarczyło, mogę być naprawdę zadowolony

– wyznawał kolarz Team DSM, który do tej pory pozostawał w cieniu innych.

Na płaskich etapach grupie przewodzi Max Kanter, a wczoraj Arndt nie miał dobrego dnia i skończył daleko. Dopiero na dzisiejszym etapie pokazał pełnię swoich możliwości. W niedzielę zapewne znów będzie ostatnim rozprowadzającym młodszego kolegi z zespołu, jednak jutro może mieć jeszcze jedną szansę na dobry wynik.

Choć dziś musiałem kopać bardzo głęboko, by znaleźć siły na finisz, to jutro też stać mnie na dobry wynik. Z pewnością nie będę jednym z faworytów, ale myślę, że mogę zakręcić się w okolicach czołowej „10”, no ale ciężko będzie walczyć o coś więcej.

– zakończył Niemiec.

Rozmawiała Aleksandra Górska

Poprzedni artykułLa gran batalla – zapowiedź Vuelta a Espana 2021
Następny artykułMatej Mohoric po 5. etapie Tour de Pologne 2021: “Następnym razem to do mnie uśmiechnie się szczęście”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments