tour de france

To już ostatnie godziny, nim żółty helikopter wzbije się w powietrze, a nadawany przez jego śmigła rytm oznajmi, że kolejny raz rozpoczął się największy spektakl, jaki zna kolarski świat. Nie ma wyścigu większego, ważniejszego czy bardziej prestiżowego niż Tour de France, dlatego nadchodzące trzy tygodnie wypełnią chwile zwątpienia, łzy wzruszenia i niezapomniane triumfy, które na zawsze pozostaną na kartach historii tej dyscypliny. Nie Col du Tourmalet, Puy de Dôme, Grand Colombier czy Col de la Loze są bowiem szczytami, o podboju których marzy każdy zawodowy kolarz. Jest nim najwyższy stopień podium Wielkiej Pętli, której 109. edycja gwarantuje wypełnione zwrotami akcji widowisko w doborowej obsadzie.

Jeszcze do niedawna wobec Tour de France można było mieć wiele zastrzeżeń. W porównaniu z Giro d’Italia czy Vueltą rysował się on jako najbardziej przewidywalny z wielkich tourów, a wydarzenia na jego trasie częściej realizowały cele biznesowe poszczególnych ekip, niż spełniały oczekiwania żądnych sportowego spektaklu widzów. Wyścigowi brakowało elementu chaosu, spontaniczności i entuzjazmu, z jakim kolarze zwykli rywalizować na szosach Półwyspu Iberyjskiego i Italii.

Kiedy jednak organizatorzy Giro z typowym dla Włochów brakiem umiaru sypali nam w oczy różowe konfetti, Wielka Pętla nieco poza zasięgiem radaru przechodziła cichą rewolucję, kreując zupełnie nową definicję wyścigu kompletnego. Zaowocowało to między innymi pozbyciem się niespecjalnie lubianych drużynówek, cięciem kilometrów pokonywanych indywidualnie przeciwko tykającemu zegarowi, radykalnym skróceniem długości górskich etapów, redukcją liczby finiszów zlokalizowanych na podjazdach i dużo luźniejszym podejściem do idei, że Tour de France powinien być pętlą. Wiatr zmian mocno uderzył również w sprinterów, których leniwe procesje wśród pól słoneczników jeszcze do niedawna regularnie towarzyszyły drzemkom w lipcowe popołudnia, podczas gdy dziś zmuszeni są oni wydzierać swoje szanse z rąk zachłannych harcowników.

Była to przemiana pod każdym względem udana, ponieważ wyznaczyła nowy standard i bardzo jasny kierunek, jednocześnie pozostawiając dość przestrzeni na dostosowanie następujących po sobie edycji wyścigu do tego, jakie figury zostaną ustawione na planszy. Ubiegłoroczny Tour de France szukał kolarza kompletnego, który przetrwa podmuchy wiatru w duńskich cieśninach, rywalizację na północnych brukach, pokona ikoniczne alpejskie przełęcze i będzie jeździł na czas jak niegdyś Indurain. Nadchodząca Wielka Pętla będzie zupełnie inna, to oda do wszystkich gór: od baskijskich pagórków, przez najstarsze ikony Pirenejów, uśpione wulkany Owerni i najwyższe przełęcze Alp, aż po pełne niebezpieczeństw szosy Jury i Wogezów. Przy zaledwie 22,4 kilometra jazdy na czas, z których część prowadzi pod Cote de Domancy, można zarzucać tak poprowadzonej trasie jednostronność. Można też jednak stwierdzić, że jej zniuansowanie tym razem opiera się na czymś innym.

Trasa

Powrót do Kraju Basków i Masywu Centralnego, niemal najniższa w historii liczba kilometrów pokonywanych przeciwko tykającemu zegarowi i pierwszoplanowa rola Alp to kluczowe cechy, które charakteryzują trasę 110. edycji Wielkiej Pętli.

Górska trasa tegorocznego Tour de France jest dosłownie usiana podjazdami, a w ramach 21. etapów uczestnicy imprezy pokonają łącznie 70 premiowanych szczytów. Sami organizatorzy wyścigu twierdzą, że edycja ta zawiera najwięcej najwyższej kategorii wzniesień w całej historii wyścigu, jednak różne systemy trudno jest ze sobą porównywać i nie wydaje się to konieczne do udowodnienia tezy, którą promują. Peleton podjedzie między innymi pod Col du Tourmalet, Puy de Dôme, Grand Colombier, Col de Joux Plane i Col de La Loze.

Ze względu na Grand Depart w Kraju Basków, najważniejsze rozstrzygnięcia najprawdopodobniej zapadną w Alpach, przez które peleton 110. edycji Wielkiej Pętli przejedzie na przełomie drugiego i trzeciego tygodnia rywalizacji. Jednocześnie myślenie, że trasa ta została stworzona dla zawodników preferujących długie i regularne wzniesienia byłoby sporym uproszczeniem: pretendenci do tytułu muszą doskonale radzić sobie zarówno na bardzo stromych podjazdach, jak i w mniej oczywistym terenie, kojarzonym raczej z ardeńskimi klasykami.

Na trasie jak zwykle nie zabraknie odniesień do historii, między innymi za sprawą Col du Tourmalet oraz powracających po bardzo długiej przerwie Puy de Dôme i finiszu w Bordeaux, ale organizatorzy wydają się bardziej skoncentrowani na budowaniu własnego dziedzictwa. Po raz kolejny pojawiają się więc często wykorzystywane w ostatnich latach Grand Colombier, Cormet de Roselend, Col de la Loze i Wogezy.

Skąpe 22,4 kilometra jazdy na czas to druga najniższa wartość w całej historii imprezy i kropla w morzu potrzeb z perspektywy zawodników, którzy w tej konkurencji szukaliby swojej szansy. Dodać należy, że jedyna “czasówka” tegorocznego francuskiego wielkiego touru rozegrana zostanie w Górnej Sabaudii i prowadzi do Combloux przez Cote de Domancy.

Jak zatem z bliska wygląda trasa 110. edycji Tour de France?

Zdjęcie

Etap 1, 1 lipca: Bilbao > Bilbao (182 km)

Po 31 latach od startu wyścigu w San Sebastian (1992), Wielka Pętla ponownie rozpocznie się w pełnym tajemnic Kraju Basków.

110. edycję Tour de France zainauguruje etap ze startem i metą w nowoczesnym Bilbao, a licząca 182 kilometry i 3221 metrów przewyższenia trasa szansę na założenie żółtej koszulki obiecuje przede wszystkim puncheurom. Tego dnia peleton przemierzać będzie głównie szosy przylegające do Zatoki Biskajskiej, jednak nie zdoła ominąć położonych w głębi lądu podjazdów, do których należą kolejno Cote de Laukiz (2,1 km, śr. 6,6%), Cote de San Juan de Gaztelugatxe (3,6 km, śr. 7,9%), Cote de Morga (3,8 km, śr. 4,9%), Cote de Vivero (4,3 km, śr. 7,0%) i Cote de Pike (2,0 km, śr. 9,9%).

Szczyt ostatniego, najtrudniejszego wzniesienia oddalony jest od linii mety o 10 kilometrów, jednak ta również usytuowana jest na stromej ściance, co zwiastuje wybuchowy finisz.

Etap 2, 2 lipca: Vitoria-Gasteiz > San Sebastian / Donostia (208,9 km)

W niedzielę peleton Wielkiej Pętli kontynuuje podróż śladami najważniejszych miast Kraju Basków, tym razem odwiedzając dwie stolice wspólnoty autonomicznej: tę oficjalną i tę kolarską. Odcinek z Vitorii-Gasteiz do San Sebastian to wyzwanie w postaci dystansu 208,9 kilometra (najdłuższego w tegorocznej edycji wyścigu), 2949 metrów przewyższenia i pięciu premii górskich, spośród których ta finałowa z pewnością jest doskonale znana wszystkim sympatykom tej dyscypliny sportu.

Mowa tu rzecz jasna o decydującym podjeździe tradycyjnie rozgrywanego tuż po Tour de France Donostia San Sebastian Klasikoa, Jaizkibel (8,1 km, śr. 5,3%), tu pokonywanym w przeciwnym kierunku.

Etap 3, 3 lipca: Amorebieta-Etxano > Bayonne (193,5 km)

Grand Depart w Kraju Basków zwieńczy relatywnie łatwy etap z Amorebiety-Etxano do Bajonny, podczas którego uczestnicy Tour de France niemal niepostrzeżenie przemkną do Nowej Akwitanii.

Premiowane podjazdy znajdują się wyłącznie w pierwszej części liczącego 193,5 kilometra dystansu, a przewyższenie o wartości 2545 metrów co prawda zbliża ten etap do rejestrów typowych dla pagórkowatych klasyków, jednak płaska końcówka dość jednoznacznie wskazuje na finisz z dużego peletonu.

Dzień oddechu po dwóch wymagających odcinkach? A może chaos typowy dla pierwszych sprinterskich pojedynków?

Etap 4, 4 lipca: Dax > Nogaro (181,8 km)

Drugi ze sprinterskich etapów 110. edycji Wielkiej Pętli wiedzie z położonego nad rzeką Adour Dax do niewielkiego Nogaro, eksponując głównie rolnicze tereny departamentów Landy i Gers. Wtorkowa trasa liczy 181,8 kilometra i 1427 metrów przewyższenia.

Etap 5, 5 lipca: Pau > Laruns (162,7 km)

W środę będzie krótko, ale czy treściwie? W ramach 5. etapu peleton tegorocznego Tour de France nieśmiało wjedzie w Pireneje, pokonując klasyczną sekwencję z Col de Soudet (15,2 km, śr. 7,0%), Col d’Ichere (4,2 km, śr. 6,2%) i Col de Marie Blanque (7,8 km, śr. 8,4%). Otwierająca wspinaczkę przełęcz jest pierwszym podjazdem hors categorie tej edycji wyścigu, podczas gdy finałowa – oddalona od linii mety w Laruns o blisko 18 kilometrów – oferuje wiele miejsca do przepuszczenia skutecznego ataku.

Na papierze więc odcinek liczący 162,7 kilometra i 3652 metry przewyższenia wygląda na dobrą okazję dla uciekinierów, ale Col de Marie Blanque przetestuje poziom przygotowania liderów na klasyfikację generalną niezależnie od intencji najmocniejszych z tego grona.

Etap 6, 6 lipca: Tarbes > Cauterets-Cambasque (144,9 km)

W tym roku francuski wielki tour częściej potwierdza status lansowanych w ostatnich latach podjazdów niż składa wieńce na pomnikach ojców-założycieli. Od tej reguły są jednak odstępstwa, jak wspinaczka na ikoniczną Col du Tourmalet, która czeka na uczestników wyścigu już szóstego dnia rywalizacji.

Etap z Tarbes do Cauterets-Cambasque liczy 144,9 kilometra i 3894 metry przewyższenia, prowadząc przez Cote-de-Capvern-les-Bains (5,7 km, śr. 4,7%), Col d’Aspin (12,0 km, śr. 6,6%) i wspomnianą Tourmalet (17,0 km, śr. 7,4%) aż do pierwszego finiszu na podjeździe 110. edycji Tour de France, którym będzie dość mdły na tle wyżej wymienionych Cauterets-Cambasque (16,2 km, śr. 5,3%).

Col du Tourmalet, która zadebiutowała na trasie Tour de France w 1910 roku, obecnie jest najczęściej pokonywanym wzniesieniem w historii tej imprezy. Warto jednak zauważyć, że tym razem peleton wjedzie na przełęcz od rzadziej wykorzystywanej, mniej reprezentatywnej dla Pirenejów strony.

Etap 7, 7 lipca: Mont-de-Marsan > Bordeaux (169,9 km)

W piątek po 13-letniej przerwie na trasę francuskiego wielkiego touru powróci Bordeaux, a nazwisko Marka Cavendisha będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. Czy sprinter z Wyspy Man potwierdzi, że starzeje się równie dobrze jak leżakujące w tamtejszych beczkach wino?

W ramach 7. etapu peleton pokona 169,9 kilometra i 808 metrów przewyższenia.

Etap 8, 8 lipca: Libourne > Limoges (200,7 km)

Długi i lekko pofałdowany, w ostatnim tygodniu rywalizacji byłby to odcinek idealny dla Polittów i Mohoriców tej edycji Tour de France. Ponieważ jednak na tym etapie rozgrywania imprezy morale ekip sprinterskich cały czas będzie bardzo wysokie, a żaden z poprzedzających metę pagórków nie jest szczególnie stromy, pojedynek z dużej grupy jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na sobotę.

Pomiędzy Libourne i Limoges peleton pokona 200,7 kilometra i 1996 metrów przewyższenia.

Etap 9, 9 lipca: Saint-Leonard-de-Noblat > Puy de Dome (182,4)

Ostatni akt przedłużonego pierwszego tygodnia rywalizacji to wyczekiwany pojedynek pretendentów do tytułu na Puy de Dome (12,6 km, śr. 7,8%), który powraca na trasę Wielkiej Pętli po 35 latach.

To piekielnie trudny podjazd (ostatnie 4,5 km śr. 11,5%), jak przystało na (wygasły) wulkan, a scenariusz tego odcinka jest wierną kopią etapów z metą na Mont Ventoux: liczy się tylko finałowe wzniesienie. Ono zaś w sprzyjających okolicznościach może zdradzić nieco więcej niż tylko nazwiska tych, którzy tegorocznego Tour de France na pewno nie wygrają.

W niedzielę uczestnicy imprezy pokonają 182,4 kilometra i 3441 metrów przewyższenia.

Etap 10, 11 lipca: Vulcania > Issoire (167,2 km)

Byłam już skłonna uwierzyć, że Francuzi sporadycznie wykazywali fantazję pozwalającą nazywać miejscowości ciekawiej niż Cośtam-nad-Czymśtam, ale Vulcania okazała się parkiem rozrywki na zachód od Clermont-Ferrand.

Wracając jednak do meritum, po dniu przerwy uczestników 110. edycji Tour de France czeka odcinek na papierze zbyt trudny dla klasycznych sprinterów, a jednocześnie niespecjalnie kreujący okazje do przepychanek w klasyfikacji generalnej.

Idealna szansa dla harcowników? Tak, choć spodziewać się należy zajadłej walki o udział w odjeździe dnia, w kontekście której problematyczny wydaje się dystans liczący zaledwie 167,2 kilometra. Suma przewyższeń na tym etapie wynosi 3151 metrów.

Etap 11, 12 lipca: Clermont-Ferrand > Moulins (179,8 km)

W środę peleton opuści krainę wygasłych wulkanów, a liczący 179,8 kilometra i 1873 metry przewyższenia etap z Clermont-Ferrand do Moulins wygląda na łatwy kąsek dla sprinterów.

Etap 12, 13 lipca: Roanne > Belleville-en-Beaujolais (168,8 km)

Podczas 12. etapu peleton Tour de France meandrować będzie pomiędzy dwoma bardzo ważnymi rzekami Francji: Loarą i Rodanem. Trasa tego dnia wyeksponuje stare winnice regionu Owernia-Rodan-Alpy i unikalną w skali zachodniej Europy, niską gęstość zaludnienia tej części kraju, ale nie zabraknie również wyzwań w wymiarze sportowym.

Odcinek liczy 168,8 kilometra, 3120 metrów przewyższenia i zawiera pięć kategoryzowanych podjazdów: Cote de Thizy-les-Bourgs (4,4 km, śr. 5,6%), Col des Ecorbans (2,0 km, śr. 5,9%), Col de la Casse Froide (5,2 km, śr. 6,0%), Col de la Croix Montmain (5,5 km, śr. 6,2%) i Col de la Croix Rosier (5,4 km, śr. 7,7%). Ostatni z nich, oddalony od mety w Belleville-en-Beaujolais o 28,3 kilometra, zapowiada interesującą rozgrywkę z odjazdu dnia.

Etap 13, 14 lipca: Chatillon-sur-Chalaronne > Grand Colombier (137,8 km)

Przed francuzami długi weekend pełen fajerwerków, a celebracje otworzy przypadający na Dzień Bastylii odcinek z metą na wspaniałym Grand Colombier (17,8 km, śr. 7,0%), słusznie jednym z ulubionych podjazdów obecnych włodarzy Wielkiej Pętli.

Wspinaczka na to wzniesienie od strony nieurodziwego Culoz jest najłatwiejszym z czterech dostępnych wariantów, ale i tak wystarczająco wymagającym, aby zagwarantować emocje w finale etapu. Sprzyjać temu będą również tłumy kibiców zgromadzonych przy szosie oraz nieprawdopodobny widok na zakole Rodanu, Lac de Bourget i najwyższe szczyty Alp, jaki otwiera się podczas pokonywania podjazdu.

Tego dnia uczestnicy wyścigu pokonają 137,8 kilometra i 2413 metrów przewyższenia.

Etap 14, 15 lipca: Annemasse > Morzine (151,8 km)

Drugi tydzień rywalizacji w ramach 110. edycji Tour de France zamkną pierwsze pojedynki w Alpach, które też w najwyższym stopniu zaważą na ostatecznym kształcie klasyfikacji generalnej wyścigu. Na pierwszy ogień, a słowo to nie zostało tu użyte przypadkowo, pójdzie odcinek liczący 151,8 kilometra i 4281 metrów przewyższenia, w którym kluczową rolę odegra nemesis Lance’a Armstronga, Col de Joux Plane (11,7 km, śr. 8,5%), ze swoim piekielnym bratem bliźniakiem – zjazdem do Morzine.

W ramach tego etapu peleton pokona łącznie pięć górskich premii, a wspinaczkę na Joux Plane poprzedzą Col de Saxel (4,4 km, śr. 4,6%), Col de Cou (7,1 km, śr. 7,4%), Col de Feu (5,9 km, śr. 7,7%) i Col de la Ramaz (13,9 km, śr. 6,9%). Wyzwania będą się zatem piętrzyć przez cały dzień, jednak dopiero zwodniczy finałowy podjazd ustawi najmocniejszych kolarzy tegorocznej Wielkiej Pętli we właściwym porządku.

Etap 15, 16 lipca: Les Gets les Portes du Soleil > Saint-Gervais Mont-Blanc (179 km)

W niedzielę uczestnicy Wielkiej Pętli przemykać będą przez Alpy niejako tylnymi drzwiami, ponieważ trasa 15. odcinka wyścigu usiana jest przełęczami umieszczanymi najczęściej na odległym planie. Celem jest jednak podnóże najwyższego masywu całej kontynentalnej Europy, a w finale kolarzy czeka wspinaczka w okolicach powracającej na trasę wyścigu po raz pierwszy od 2016 roku stacji narciarskiej Saint-Gervais Mont-Blanc.

Kolejno pokonywane Col de la Forclaz de Montmin (7,2 km, śr. 7,4%), Col de la Croix Fry (11,4 km, śr. 7,1%), Col des Aravis (4,4 km, śr. 6,2%), Cote des Amerands (2,7 km, śr. 10,1%) i Le Bettex (7,7 km, śr. 7,0%), rozłożone na dystansie 179 kilometrów, składają się łącznie na solidną sumę przewyższeń o wartości 4483 metrów.

Finałowy podjazd, znany przede wszystkim z wyścigu Giro Ciclistico della Valle d’Aosta – Mont Blanc, w połączeniu z poprzedzającą go ścianką tworzy idealną platformę do przepuszczenia skutecznego ataku i zakończenia drugiego tygodnia zmagań on the high.

Etap 16 (ITT), 18 lipca: Passy > Combloux (22,4 km)

Pod kątem liczby kilometrów pokonywanych przeciwko tykającemu zegarowi, poprzednia edycja Tour de France przypomniała o czasach świetności Big Miga. Aby w przyrodzie pozostała równowaga, tegoroczny wyścig znajduje się w tym aspekcie na drugim końcu skali, choć na nawiązania do innego epizodu z kariery Induraina nie trzeba będzie długo czekać.

Wtorkowa jazda indywidualna na czas to dystans 22,4 kilometra, na którym zawodnicy pokonają 636 metrów przewyższenia, co dobrze oddaje jej górski charakter. W końcówce kolarze podjeżdżać będą do Combloux przez stromy Cote de Domancy (2,5 km, śr. 9,4%), dlatego spodziewać się należy, że najlepsze czasy odnotują czołowe postaci klasyfikacji generalnej.

Etap 17, 19 lipca: Saint-Gervais Mont-Blanc > Courchevel (165,7 km)

W środę rozegrany zostanie królewski etap 110. edycji Wielkiej Pętli, który prowadzi spod Mont Blanc na będący dachem całego wyścigu (Souvenir Henri Desgrange) Col de la Loze (28,3 km, śr. 6,8%) i jeszcze 6 kilometrów dalej, na lotnisko ponad Courchevel.

Na liczącej 165,7 kilometra i 5399 metrów przewyższenia trasie pokonane zostaną tego dnia Col des Saisies (13,5 km, śr. 5,1%), pocztówkowo piękny Cormet de Roselend (19,8 km, śr. 6,1%) w klasycznym wariancie przez Col du Meraillet, Cote de Longefoy (6,7 km, śr. 7,5%) i wspomniane już finałowe wzniesienie, które wraz z przejazdem przez Courchevel gwarantuje blisko 30 kilometrów niemal nieustannej wspinaczki w decydującej części etapu.

6-kilometrowy zjazd, który zwieńczy ten odcinek, odbiera jego potencjalnemu zwycięzcy sporo blichtru, jednak w kontekście wyłonienia najlepszego kolarza dnia nie powinien zrobić większej różnicy.

Etap 18, 20 lipca: Moutiers > Bourg-en-Bresse (184,9)

Czy są jeszcze na pokładzie sprinterzy? Jeśli tak, w czwartek czeka ich nagroda za przebrnięcie przez alpejskie przełęcze w postaci dedykowanego im finiszu w Bourg-en-Bresse.

Na tym etapie rozgrywania wielkiego touru zazwyczaj przytrafia się płaski odcinek, który wbrew wszystkiemu wykradają uciekinierzy, jednak ci najprawdopodobniej odpuszczą sobie harce pośród stawów departamentu Ain, czekając na wyzwania kolejnego dnia.

Podczas 18. etapu peleton pokona 184,9 kilometra i 1216 metrów przewyższenia.

Etap 19, 21 lipca: Moirans-en-Montagne > Poligny (172,8 km)

Ciąg dalszy przeciągania liny pomiędzy sprinterskimi drużynami a odjazdem dnia, tym razem z małym wskazaniem na uciekinierów. Licząca 172,8 kilometra i 1934 metry przewyższenia pagórkowata trasa wije się u podnóża Jury wraz z rzeką Ain, jednak ostatnią z przeszkód od mety w Poligny dzieli blisko 30 kilometrów.

Etap 20, 22 lipca: Belfort > Le Markstein / Fellering (133,5 km)

Szczęśliwe dla Tadeja Pogacara Wogezy przyniosą ostatnią już szansę na dokonanie przetasowań w klasyfikacji generalnej 110. edycji Tour de France.

Tym razem organizatorzy wyścigu pozwolili nieco ostygnąć szosie prowadzącej na La Planche des Belles Filles, sięgając po (w większości) nieco zapomniane podjazdy tego pasma górskiego: Ballon d’Alsace (11,5 km, śr. 5,3%), Col de la Croix de Moinats (5,2 km, śr. 7,1%), Col de Grosse Pierre (3,2 km, śr. 7,9%), Col de la Schlucht (4,2 km, śr. 5,1%) oraz finałową sekwencję z Petit Ballon (9,3 km, śr. 8,1%) i Col du Platzerwasel (7,1 km, śr. 8,3%). Szczyt finałowego wzniesienia od zlokalizowanej na płaskowyżu mety dzieli 8,2 kilometra.

Choć jest to drugi najkrótszy (po paryskiej paradzie) odcinek tegorocznej Wielkiej Pętli, nie można odmówić mu ciężaru gatunkowego, a przy tym jego to bardzo ciekawy ruch ze strony autorów trasy wyścigu. Przegrawszy starcia na Puy de Dome, Col de Joux Plane czy Col de la Loze trudno zakładać, że kolejny alpejski czy pirenejski podjazd pomógłby odmienić los. Ale zacienione szosy i sztywne ścianki Wogezów? Tam wszystko może się wydarzyć, i to przy założeniu, że tego dnia dopisze pogoda.

Etap 21, 23 lipca: Saint-Quentin-en-Yvelines > Champs-Elysées (115,1 km)

Ostatni dzień rozgrywania Tour de France to tradycyjnie szampan, kilka pokłonów u stóp walecznej Joanny i królewski sprint. W takiej kolejności.

Faworyci

Są w kolarstwie okresy jednoznacznie zdominowane przez jednego kolarza i takie, na które po upływie czasu patrzy się przez pryzmat powracających jak echo pojedynków dwóch rywali. Obecnie mamy szczęście obserwować wydarzenia wpisujące się w drugi z tych schematów, i to zarówno na trasach największych wyścigów jednodniowych, jak i wielkich tourów. Kiedy więc myślimy o nadchodzącej 110. edycji Wielkiej Pętli, wskazując potencjalnego triumfatora tylko z obowiązku spoglądamy za plecy Tadeja Pogacara i jego  pogromcy sprzed roku, Jonasa Vingegaarda. Wcale nie oznacza to jednak, że czeka nas przewidywalne czy nieatrakcyjne widowisko sportowe.

Tadej Pogacar (UAE Team Emirates) uwielbia wygrywać, ale jeszcze bardziej kocha sam smak rywalizacji. Ten głód, który znacznie bardziej upodabnia go do często wspominanego Eddy’ego Merckxa niż sukcesywnie rosnąca liczba zwycięstw, w ubiegłym sezonie być może powiódł młodego Słoweńca na zbyt odległe ścieżki, przez co stracił on z oczu główny cel. Nie twierdzę, że sam proces przygotowań lidera UAE Team Emirates do poprzedniej edycji Tour de France był niewłaściwy, ale bez innego punktu odniesienia niż on sam, Pogacar nie był chyba mentalnie przygotowany na opór, jaki napotkał ze strony drużyny Jumbo-Visma.

Tym razem sytuacja jest odwrotna, to znaczy 24-letni Słoweniec doskonale zna nazwisko i możliwości swojego głównego rywala, jest zmotywowany do podjęcia rękawicy. Temu zresztą służyła ta drobna zmiana planów w marcu, kiedy spontanicznie postanowił on skrzyżować swoje ścieżki z Vingegaardem na trasie wyścigu Paryż-Nicea. Jego przygotowania do wyścigu zakłócił uraz nadgarstka, którego dwukrotny zwycięzca Tour de France nabawił się na sam koniec kampanii wiosennych klasyków, ale tu zastosowanie znaleźć może stare przysłowie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pogacar należy do kolarzy, którzy bardzo szybko dochodzą do optymalnej dyspozycji i potrafią utrzymywać szczytową formę przez wiele tygodni, a dwumiesięczna przerwa w rywalizacji musiała dodatkowo pobudzić jego apetyt.

Z nową strategią, będącą odpowiedzią na zwycięski manewr Jumbo-Visma sprzed roku, stanie też na starcie w Kraju Basków cała ekipa UAE Team Emirates, z Adamem Yatesem jako “współliderem”. Czy Brytyjczyk okaże się wystarczająco dobrym straszakiem? Okrojona z kilometrów jazdy na czas trasa tegorocznej Wielkiej Pętli sprawia, że akcji zaczepnych ze strony mocnych górali nie będzie można zupełnie lekceważyć. Na papierze skład holenderskiej drużyny jest jednak doskonale przygotowany do kasowania niebezpiecznych akcji bez angażowania w to samego Vingegaarda.

Obok Pogacara i Yatesa, w barwach UAE Team Emirates wystartują również Rafał Majka, Marc Soler, Mikkel Bjerg, Felix Großschartner, Vegard Laengen i Matteo Trentin.

Tytułu sprzed roku broni rzecz jasna Jonas Vingegaard (Jumbo-Visma), pod wieloma względami przypominający uwspółcześnioną wersję Chrisa Froome’a, nawet jeśli podobieństwo pomiędzy Primozem Roglicem a Bradleyem Wigginsem nieco trudniej jest wykazać.

26-letni Duńczyk to zawodnik w “starym” typie, stopniowo budujący formę na główną imprezę sezonu, w związku z czym nie było wielkim zaskoczeniem, że zdecydowanie odstawał od słoweńskiego rywala na trasie Paryż-Nicea. W najwyższej dyspozycji, a niedawny występ w Criterium du Dauphine nie pozostawia wątpliwości, że kolejny raz trafił z nią idealnie, Vingegaard nie jest lepszym kolarzem od Pogacara, ale lepszym materiałem na zwycięzcę wielkiego touru już tak. Odrobinę. Jest trochę mocniejszy na długich podjazdach, trochę szybszy w jeździe indywidualnej na czas. Drugi z wymienionych atutów co prawda trasa tegorocznego Tour de France niweluje, wrzucając do równania garść odcinków umożliwiających Słoweńcowi wykorzystanie swojego doświadczenia z imprez jednodniowych, ale ostatecznego obrazu to nie zaburza. Po stronie lidera Jumbo-Visma stoi też znacznie wyższy poziom profesjonalizmu i doinwestowania tej drużyny oraz jej skład, tym razem zbudowany z myślą o kontrolowaniu wydarzeń na trasie. Przewaga rouleurów w ich finalnej selekcji początkowo mogła dziwić, ale filozofia, która za tym się kryje, bardziej niż cokolwiek innego świadczy o wierze holenderskiej ekipy w Vingegaarda i to, że ich zdaniem jest on w stanie pokonać Pogacara bez zastawiania na niego wymyślnych pułapek. Nie można też zapominać, że Sepp Kuss jest najwyższej klasy pomocnikiem na górskie odcinki, być może najlepszym z nich wszystkich, a Wout van Aert jest w stanie własnoręcznie ugotować połowę UAE Team Emirates w dowolnym terenie. Skład Jumbo-Visma uzupełniają Tiesj Benoot, Dylan van Baarle, Christophe Laporte, Wilco Kelderman i Nathan van Hooydonck.

Konkluzja jest taka, że serce podpowiada jedno, podczas gdy rozum drugie, ale najważniejsze dla satysfakcjonującego przebiegu 110. edycji Wielkiej Pętli jest to, aby Słoweniec i Duńczyk dotrwali do mety w Paryżu. Za ich plecami trudno jest bowiem znaleźć zawodnika, który w normalnych okolicznościach byłby w stanie stawić któremukolwiek z nich opór.

W ubiegłym roku wydawało się, że będzie nim David Gaudu (Groupama-FDJ), za klawiaturą jeszcze odważniejszy niż na stromych podjazdach. Występ w Paryż-Nicea, który ukończył za plecami Tadeja Pogacara, zdawał się to jeszcze potwierdzać, ale forma 26-letniego Francuza rozmyła się gdzieś podczas nieudanej kampanii pagórkowatych klasyków i etapówek bezpośrednio poprzedzających Tour de France. Z drugiej strony, przypomina to trajektorię Gaudu z ubiegłego sezonu, która doprowadziła lidera Groupamy-FDJ do najlepszego dotąd rezultatu w klasyfikacji generalnej swojego domowego wielkiego touru. Trasę organizatorzy wyrysowali mu idealną, to znaczy z niemal najniższą liczbą kilometrów jazdy na czas w całej historii Wielkiej Pętli, a skład ma taki, jaki sam sobie wybrał. Reszta zależy tylko od niego.

Do kolarzy, którzy przez jakiś czas byli zdolni dotrzymywać kroku dominującej dwójce, należy też Enric Mas (Movistar), znakomity w jesiennych klasykach zamykających poprzedni sezon. Niestety w tym roku 28-letni Hiszpan zaprezentował podobną formę jedynie w swoim pierwszym starcie w Vuelta a Andalucia, a niedawny Criterium du Dauphine ukończył dopiero na 17. miejscu w klasyfikacji generalnej. Trasa tegorocznej Wielkiej Pętli jak najbardziej mu odpowiada, ale koniec końców większe emocje wzbudza chyba występ ścigającego się w tych samych barwach Matteo Jorgensona.

Typowo dla siebie, pewną niewiadomą przed rozpoczęciem tegorocznego Tour de France jest zwycięzca Giro d’Italia sprzed roku, Jai Hindley (Bora-hansgrohe), a w topowej formie to właśnie on powinien być najbliżej Duńczyka i Słoweńca w górach. Podobnie jak Vingegaard, 27-letni Australijczyk jest kolarzem stopniowo budującym dyspozycję na główny wyścig sezonu, a 4. miejsce w Criterium du Dauphine potwierdziło, że prace te dotąd zmierzały we właściwym kierunku. Konfiguracja z dużym blokiem alpejskich etapów w drugiej części imprezy jest dla Hindleya dobrą wiadomością, ponieważ z reguły rośnie on w siłę wraz z kolejnymi tygodniami rozgrywania wielkiego touru, choć równie dobrze może się to okazać pułapką. Pociąg z Pogacarem i Vingegaardem na pokładzie to kolej zupełnie innych prędkości niż różowa ciuchcia Richarda Carapaza. Jeśli zbyt wcześnie odjedzie, raczej nie będzie powrotu. Na francuskich szosach Hindleya wspierać będą między innymi Patrick Konrad, Emanuel Buchmann, Bob Jungels i Marco Haller.

Przez wszystkie zwroty w swojej kolarskiej karierze, Mikel Landa (Bahrain Victorious) wszedł do kanonu kolarskiej popkultury i figuruje dziś bardziej jako postać tragiczna niż osoba z krwi i kości. Ten sezon jak dotąd układał się jednak dla 33-letniego Baska podejrzanie dobrze, nawet pomimo wyraźnego dołka podczas Dauphine. Podobnie jak Pello Bilbao, zdolny w razie potrzeby odciążyć Landę w pełnieniu roli lidera ekipy, stanie on na starcie 110. edycji Tour de France ogromnie zmotywowany z dwóch powodów: Grand Depart rozgrywanego na jego rodzinnych szosach i chęci jazdy dla Gino Mädera, zmarłego tragicznie przed dwoma tygodniami.

Dla #61 Gino pojedzie w Wielkiej Pętli cała drużyna Bahrain Victorious, której skład uzupełniają Jack Haig, Matej Mohoric, Fred Wright, Wout Poels, Nikias Arndt i Phil Bauhaus.

Ben O’Connor (AG2R Citroen) nie jest tak pechowy jak Mikel Landa, ale wydaje się na dobrej drodze do uzyskania podobnego statusu. Pomimo wielkich nadziei, ubiegłoroczny Tour de France nie ułożył się po jego myśli, podobnie jak niemal cała tegoroczna wiosna. Podczas Criterium du Dauphine 27-letni Australijczyk wysłał jednak bardzo pozytywne sygnały, a zbudowany pod niego skład AG2R (co przebiegło nie bez dramatów) świadczy o tym, że francuska ekipa wierzy w jego możliwości. Spokój, przewidywalność i bardzo wyrównana dyspozycja, jaką O’Connor charakteryzuje się w szczycie formy, mogą okazać się bardzo pomocne na wyładowanej górami trasie Wielkiej Pętli. Spośród zawodników ścigających się w tym samych barwach, warto również obserwować postępy młodego Feliksa Galla.

Lidl-Trek to nazwa, do której trzeba się zacząć przyzwyczajać, a w rolę ich lidera na trasie tegorocznego Tour de France ma wcielić się Giulio Ciccone. Nikt nie powinien kwestionować tego, że 28-letni Włoch potrafi się doskonale wspinać, ale historia nie potwierdza, aby był on w stanie przebrnąć przez wielki tour bez co najmniej jednego koszmarnego dnia. Osobiście bardziej mnie interesuje, jak na trasie Wielkiej Pętli zaprezentuje się wzrastająca gwiazda zawodowego peletonu, Mattias Skjelmose.

Przed rokiem Tour de France INEOSU uratował stary, dobry Geraint Thomas, ale dość trudno uwierzyć, aby podobny wynik dało się wyczarować z zaproponowanym na tę edycję wyścigu składem. Jeśli Egan Bernal nie jest wersją samego siebie sprzed wypadku, jest to w pełni usprawiedliwione, ale pozostawienie odpowiedzialności za wynik na barkach Carlosa Rodrigueza i Daniela Martineza wydaje się dość ryzykownym manewrem. Ten pierwszy jest przyszłością, nie ma co do tego wątpliwości, ale potrzebuje chyba jeszcze trochę czasu, by zabłysnąć na największej ze scen. Drugiemu brakuje predyspozycji mentalnych, które potrzebne są do dźwigania na własnych barkach roli lidera zespołu.

Na wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej na pewno stać Romaina Bardeta (Team dsm-firmenich), dobrego ducha męskiego peletonu. Być może będzie mu nieco lżej, kiedy uwaga francuskich mediów skupia się głównie na Davidzie Gaudu.

O czołową dziesiątkę klasyfikacji generalnej 110. edycji Tour de France powinni walczyć również Richard CarapazNeilson Powless (EF Education-EasyPost), Louis Meintjes (Intermarche-Circus-Wanty), Guillaume Martin (Cofidis) i Simon Yates (Jayco AlUla).

Sprinterzy / klasyfikacja punktowa

Wieść niesie, że Wout van Aert (Jumbo-Visma) nie będzie w tym roku walczył o zwycięstwo w klasyfikacji punktowej. Trudno uwierzyć na słowo, że wszechstronny Belg pohamuje swoją rządzę rywalizacji, ale jeśli rzeczywiście tak się stanie, rywalizacja o zieloną koszulkę zapowiada się na pasjonującą batalię pomiędzy Jasperem Philipsenem (Alpecin-Deceuninck), Madsem Pedersenem (Lidl-Trek) i Biniamem Girmayem (Intermarche-Circus-Wanty).

Oprócz wyżej wymienionych, w sprintach walczyć będą Fabio Jakobsen (Soudal-Quick Step), Dylan Groenewegen (Jayco AlUla), Mark Cavendish (Astana Qazaqstan), Sam Welsford (dsm-firmenich), Caleb Ewan (Lotto Dstny), Phil Bauhaus (Bahrain Victorious), Jordi Meeus (Bora-hansgrohe) i Corbin Strong (Israel-Premier Tech), a na nieco trudniejszych odcinkach również Christophe Laporte (Jumbo-Visma), Alexander Kristoff (Uno-X), Bryan Coquard (Cofidis), Alex Aranburu (Movistar) i Axel Zingle (Cofidis).

Puncheurzy / rouleurzy / artyści-uciekinierzy

Etapy zbyt trudne dla sprinterów, a jednocześnie mało istotne z perspektywy klasyfikacji generalnej uświetni szerokie grono kolarzy specjalizujących się w odjazdach dnia i solowych akcjach. Należą do nich Matej MohoričFred Wright (Bahrain Victorious), Mathieu van der Poel (Alpecin-Deceuninck), Nils PolittBob Jungels (Bora-hansgrohe), Benoit CosnefroyNans PetersAurélien Paret-Peintre (AG2R Citroen Team), Thomas Pidcock (INEOS Grenadiers), Julian Alaphilippe (Quick-Step Alpha Vinyl), Valentin Madouas (Groupama-FDJ), Lilian CalmejaneRui Costa (Intermarche-Wanty-Gobert), Magnus CortAlberto Bettiol (EF Education-EasyPost), Maxim Van GilsVictor Campenaerts (Lotto Dstny), Quinn SimmonsJasper Stuyven (Lidl-Trek), Mathieu BurgaudeauPierre Latour (TotalEnergies), Warren Barguil (Arkea Samsic) i Ruben Guerreiro (Movistar).

Do tej listy można dołączyć również praktycznie całe składy Cofidisu i Israel-Premier Tech.

Klasyfikacja górska

O kolejności w klasyfikacji generalnej zadecydują w tym roku góry, dlatego jest prawdopodobne, że niezależnie od wcześniejszych starań zwycięzca całego wyścigu założy w Paryżu także koszulkę w czerwone grochy.

Zasady przyznawania punktów na górskich premiach zostały jednak nieco zmienione (brak „podwójnych” punktów na decydujących podjazdach HC, poza najwyższym Col de la Loze), co ma przywrócić nadzieje na triumf w tej klasyfikacji kolarzom spoza ścisłej czołówki „generalki”.

Jako swój cel koszulkę w grochy otwarcie deklarował Giulio Ciccone (Lidl-Trek), ale zainteresowani powinni być również Thibaut Pinot (Groupama-FDJ), Romain Bardet (dsm-firmenich), Neilson Powless (EF Education-EasyPost), Ruben Guerreiro (Movistar), Felix Gall (AG2R Citroen), Dylan Teuns (Israel-Premier Tech), Simon Yates (Jayco AlUla), Mattias Skjelmose (Lidl-Trek) czy Richard Carapaz (EF Education-EasyPost).

Klasyfikacja młodzieżowa

Do młodych kolarzy, którzy powinni błyszczeć na trasie tegorocznego Tour de France, należą Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), Carlos Rodriguez (INEOS Grenadiers), Mattias Skjelmose (Lidl-Trek), Felix Gall (AG2R Citroen), Matteo Jorgenson (Movistar) i Maxim Van Gils (Lotto Dstny).

Polacy

W 110. edycji Wielkiej Pętli udział weźmie dwóch Polaków: Rafał Majka (UAE Team Emirates) i Michał Kwiatkowski (INEOS Grenadiers).

110. edycja wyścigu Tour de France rozgrywana będzie od 1 lipca (sobota) do 23 lipca (niedziela).

Każdego dnia publikować będziemy szczegółowe zapowiedzi najbliższego etapu.

Najnowsze artykuły

Tour of Türkiye 2024: Tobias Lund Andresen nowym liderem wyścigu

Tobias Lund Andresen (Team dsm-firmenich PostNL) wygrał chaotyczny finisz w Bodrum na mecie czwartego etapu Tour of Türkiye. To jego pierwszy triumf w profesjonalnej...

Polecane artykuły

Giro d'Italia 2024: Wstępna lista startowa z Pogačarem, Majką i Aniołkowskim

Serwis ze statystykami First Cycling opublikował wstępną listę Giro d'Italia. Pierwszy wielki tour w sezonie rozpocznie się za dwa tygodnie i zgromadzi n...